Wielka woda
Krystian Bielatowicz
Fragmenty
Wschód słońca był uroczy. Piękne światło fotograficznie malowało krajobrazy południowej Polski. Jechałem za czyściutkim, wojskowym pojazdem, który kierował mój wzrok ku górom, gdzie kilka dni temu powódź zalała Głuchołazy.
Nie wiedziałem czego się spodziewać. Media pokazywały tylko centrum wydarzeń. Tragedię. Wielką wodę. Cierpienie. A ja spokojnie, w promieniach wschodzącego słońca wjeżdżam do miasta, parkuję pod supermarketem, gdzie mieszkańcy robią zakupy jak codzień.
A tuż obok, po drugiej stronie ulicy widzę kilkanaście pojazdów z setkami żołnierzy. Zakładają plecaki, w rękach łopaty. To trochę jak dwa inne światy. Zabieram sprzęt i przechodzę przez drogę, tak jak przez jakiś portal. I ruszam wzdłuż drogi do miejsca, gdzie chodnik zmienia się w piach, który wznosi się i tworzy tumany kurzu. Przechodzę koło koparki, potem mijam kolejne przeszkody, które świadczą o tragedii. Wojskowe ciężarówki wskazują kierunek, który doprowadzi mnie do celu.
————————————————————————————————————
Ruszam dalej. Mijam centrum. Oglądam zalane wodą i piachem samochody. Mijam kościół i zatrzymuję się przy quadzie z dwoma mężczyznami. Pytają mnie dla kogo nagrywam film. Po krótkiej rozmowie czujemy, że spotkaliśmy się nie bez powodu. Pada pytanie czy chciałbym pojechać do miejsca, gdzie żaden dziennikarz jeszcze nie dotarł. Gdzie nie można dojechać drogą. Tylko quadem przez las. Odpowiedź jest oczywista. Ruszamy.
Faktycznie droga jest trudna. Pełno błota, jest ślisko. Quadem rzuca we wszystkie kierunki świata. Dojeżdżamy do miejsca, które wygląd dla mnie jak po przejściu tsunami i powodzi. Plac wygląda jak pofalowany ocean piachu. Stosy drzew, które ewidentnie nie tu zapuściły korzenie. Zsiadam z quada I słyszę pytanie od myśliwego, który bardzo angażuje się w pomoc dla poszkodowanych:
-
Chcrsz zobaczyć ołtarz, za którym nie ma ściany? Rzeka była tak rwąca, że oderwała całą ścianę w kaplicy.
I faktycznie, widok przywołuje tak wiele symboli. Na ścianach obrazy, a przede mną ławki i przechylony ołtarz. W tle delikatnie i cichutko szura rzeka po górskich kamieniach.
————————————————————————————————————
Malownicza, kręta droga przypomina mi wakacje, kiedy z dziećmi jechaliśmy tędy pół roku temu kamperem do Czech. Przygoda, wakacje, piękne góry, strumyki i meandrujące rzeki. Wjeżdżam do Lądka Zdroju. I obraz z wakacji zostaje zastąpiony katastroficznym krajobrazem miejskim, gdzie stosy śmieci, mebli tworzą tunel, w którym powoli zwalniam i zatrzymuję się. Dochodzę do mostu na ul. Paderewskiego. Wyrwana ściana z kilkupiętrowego domu kreuje w mojej wyobraźni tamten moment, kiedy rzeka pędziła i niszczyła wszystko na swojej drodze. W budynku pokoje na pierwszym i drugim piętrze wyglądają jak nienaruszone. Tylko ściana odpadła. Tam wciąż życie mogłoby się toczyć.
Na ulicy Kościuszki spotykam mieszkańców. Młody mężczyzna opowiada o tamtym dniu. Sąsiad wpadł niespodziewanie i krzyknął, aby szybko uciekać z mieszkania, ponieważ woda idzie. I przyszła chwilę później wszystko zalewając. Mężczyzna nie zdążył zabrać nawet najcenniejszych rzeczy, jak laptopa za 8000 zł. Widzę tylko puste pomieszczenia, w których wilgotne ściany, podłoga i sufit wyglądają jak z horroru. Nie wyobrażam sobie wysuszenia tych pomieszczeń zanim przyjdzie zima. Dookoła kamienicy sterty mebli i materii, której jedyna droga to wysypisko śmieci. Tylko kiedy to nastąpi i kiedy nowa materia zacznie tu życie na nowo?
Kilka kilometrów dalej trafiam na zmiażdżony samochód. Przejeżdżające ciężarówki wojskowe wprowadzają klimat jak z filmu katastroficznego. A jednak to dzieje się naprawdę. To nie film. To nie kadr z filmu. Oglądam rzekę, która jakby nigdy nic, płynie sobie ponownie w swoim korycie. Tylko wokół pełno śmieci, wiszących na gałęziach i wskazujących poziom wody, który wyrywał drzewa z korzeniami. Nie mogę przestać patrzeć. To budzi we mnie emocje.
Wjeżdżam do Stronia Śląskiego. Dopiero wczoraj droga została otwarta. Po drodze mijałem dziury w asfalcie, samochód do połowy zalany błotem. Musiałem jechać bardzo wolno. Poprzez kilka telefonów dotarłem do Kamili, która mieszka w Stroniach i na bieżąco pomaga mieszkańcom. Spotkałem się z nią. Ruszyliśmy wzdłuż rzeki w kierunku tamy, która tamtego dnia była nie dość silna, aby zatrzymać niepohamowaną siłę, która w mgnieniu oka zamieniła setki życiorysów w koszmar.